Legenda o Trzebieszowie

Dawno, dawno temu, na przełomie XIV i XV wieku rosły ogromne knieje pełne dzikiego zwierza. Poprzez takie knieje wiódł leśny dukt, którym można było przejechać z Krakowa (wówczas stolicy Polski) aż na Litwę, która została połączona z Polską poprzez małżeństwo króla Władysława Jagiełły z Jadwigą, królową Polski, wnuczką Kazimierza Wielkiego. Król Jagiełło postanowił odwiedzić ziemie litewskie i z wielkim dworem podróżował poprzez ogromne knieje.

Pewnej pięknej majowej nocy orszak królewski zatrzymał się na dużej polanie wśród lasów. Rozpalono ogniska, pieczono mięsa i szykowano kolację. Po posiłku król i dworzanie ułożyli się do snu. Długo w nocy król rozmawiał z dworzanami o pięknie polany i lasów. Zachwycała ich także rzeka, która obok polany wartkim nurtem płynęła. Pełno było w niej ryb, raków. Król zmęczony zasnął na swych miękkich skórach niedźwiedzich. I nie pamiętał później, czy to był na pewno sen czy jawa – ale widział polanę zamieszkaną przez ludzi – dobrych, pracowitych, pogodnych.

W sennym marzeniu króla pojawiło się nagle trzech osobników biegających wokół polany i odmierzających wielkość przyszłej osady, a robili to ochoczo i ze śmiechem – trochę dziwnym. Osobnicy ci mieli zamiast stóp kopytka lśniące, a na kudłatych czarnych głowach – krótkie rogi. Coraz to z ich ust sypały się skry i wypalały trawy i liście, wyznaczając coraz szerzej granicę przyszłej ludzkiej osady. Zaczęły też sobie znanym sposobem trzebić ogromne drzewa i układać je w sągi. Śpiący król niby na jawie usłyszał ich słowa: „Wytrzebimy, królu, dużo, dużo miejsca dla osadników, oni tu zamieszkają, a my będziemy zdobywać ich dusze!”.

Obudził się król – a tu słonko pięknie świeci, ptaki śpiewają, słudzy krzątają się wokół, całą polana taka piękna. Aż tu nagle zdumieni dworzanie pokazują królowi moc wytrzebionych drzew, ułożonych w ogromne sągi, a tak ociosanych, że od razu można z nich budować chaty i zagrody. Zadumał się król i po namyśle wyznaczył najwierniejszych dworzan i bardzo mądrych, pobożnych i pracowitych ludzi. Wyznaczył im równie mądre niewiasty na żony. Wszyscy byli bardzo radzi, dziękowali z całego serca królowi i wszyscy naraz pytali: „Jak ma się nazywać nasza osada? Kto podsunął królowi taką szczęśliwa myśl? Kto przez jedną noc wytrzebił tyle drzew, ułożył w sągi i oznaczył granice osady?”. Król na te wszystkie pytania odpowiadał: „Trzech biesów!”. Zachwyceni osadnicy przyjęli nazwę i odpowiedź na swoje pytania.

Przez wiele lat biesy pracowały nad pozyskiwaniem dusz mieszkańców Trzechbiesowa, ale nigdy im się to nie udawało, więc kiedy ustawiono tablice kamienną z nazwą osady – biesy ukradły litery „ch”, a dodały po literze „s” literę „z” i do dziś mamy nazwę Trzebieszów i bardzo mądrych i zacnych mieszkańców.

Krzysztof Śledź, „Nowa Gazeta Łukowska” Nr 5/1999