O karczmie w Hucie Dąbrowie

Koło Króla stała karczma, co się zapadła. W tej karczmie grywał Zawadzki.

Zajeżdża raz przed karczmę kareta, zaprzężona w czarne konie. Wyszedł z niej pan i godzi muzykanta na wesele. Od razu dał mu dużo pieniędzy i zawiózł przed dwór.

Tam było dużo różnego państwa. Tam grał Zawadzki, ale ciekawy był, czemu wszyscy tańcownicy latali do stołu i dziub palcem w jakąś maść. Tą maścią oni pocierali sobie oczy.

Muzykant myśli sobie: może i ja bym se tak potarł? Już nad ranem wszyscy gdzieś polecieli, a on prędko sobie potarł, ale jedno (bał się trzeć obu, żeby nie oślepł całkiem). Co spojrzy tym okiem, co sobie nie potarł, widzi, że ludzie tańcują, a co spojrzy drugim – tylko się trzęsą. Zawadzki bał się, ale czekał, co też to będzie z nim.

Rano go diabły odwiozły do karczmy, a on zaraz zaczął uciekać. Jeden diabeł dogonił go przyjrzał mu się, pazurami wydłubał mu oko, to posmarowane maścią.

Zawadzki był ślepy na to oko do śmierci.

„Literatura Ludowa”, Nr 2-3, rok IV, Warszawa 1960

opowiedział Jan Pietrzak ze wsi Huta koło Łukowa, spisała Jadwiga Biaduń